cześć :*
wczoraj na fb pisałam o tym, że zabieram się za ponowne odświeżenie swojej kanapy. pamiętacie jak ją przefarbowałam? możecie o tym poczytać - TUTAJ - . minęło ponad pół roku, pojawiły się jakieś plamki, no bo wiadomo, dzieci. poza tym chciałam ją przyciemnić. w ten sam sposób, identycznie powtórzyłam wczoraj tę operację.
kanapa wyschła, jestem bardzo zadowolona z efektu - zdjęcia ją trochę rozjaśniają, w rzeczywistości ma ładny sosnowy odcień, oczywiście cieniowany, niczym aksamit ;)
na oparciu pledzik szydełkowy zrobiony przez moją Mamę - ciągle do wzięcia :)
wreszcie mogłam założyć swoje nowe poszewki. materiał na te kwiatowe (absolutnie mam bzika na punkcie takich wzorów z lat 70-tych, jakby ktoś miał do wywalenia, to pamiętajcie o mnie!) dostałam w prezencie od blogowej koleżanki, nawiasem mówiąc, zaglądnijcie do niej - to co ona malarsko tworzy jest po prostu piękne - TUTAJ -
odmiana kanapy sprawiła, że zapragnęłam coś zmienić na mojej artystycznej ścianie :D Małpa zostać musiała, bo to moja miłość plakatowa, ale reszta do metamorfozy.
od mojego pierwszego samodzielnego zamieszkania mam pewien obraz, straszliwie kiczowaty, ale mam do niego wielki sentyment. nie miałam go gdzie zawiesić, a wyrzucić nie mogłam. nie chciałam również niszczyć tegoż malunku, bo kto wie, może kiedyś zmienię kolorystykę i zacznie mi pasować...
więc... odwróciłam go, pomazałam białą farbą, zamontowałam wieszaczki i powiesiłam. miałam nakleić jakąś grafikę czy coś, ale podoba mi się ta surowa płaszczyzna. więc postawiłam na nim tylko konika. a z boku moje nowe szyciowe coś - lniana girlanda serduszkowa :)
na parapecie okiennym postawiłam osłonki sznurkowe, ale tylko do zdjęcia, ponieważ są do sprzedania (dzieło Mamy oczywiście)
no, taki to ten mój pomieszany i niestylistycznie zrównoważony pokoik :D
widoku za oknem - TRWAJ!
MIŁEGO, SŁONECZNEGO, POZYTYWNEGO WEEKENDU :)