Rok z życia sandrynkowego szefa ;)
witajcie :)
dzisiaj ważny dzień dla mnie, bo rocznica - mija właśnie rok od czasu kiedy jestem sobie sterem, okrętem i szefową :)
błyskawicznie mi ten rok zleciał, nie czuję tego wcale, nadal nie umiem się przyzwyczaić do tego, że sama, naprawdę sama kieruję swoim zawodowym życiem.
tak naprawdę, od czasu kiedy zdałam maturę i poszłam do pierwszej pracy, czułam, że etat to jest coś właśnie dla mnie. nigdy nie pragnęłam mieć własnej firmy, było mi dobrze przez te osiem godzin jako szeregowy pracownik i moja ambicja nie krzyczała, że muszę koniecznie iść na swoje. przeciwnie. wychodziłam z pracy i zapominałam. aż do następnego poranka.
w swoim życiu miałam trochę różnych funkcji - od referenta ds sprzedaży, handlowca, kierownika hurtowni aż do specjalisty ds monitoringu, ewaluacji i sprawozdawczości :D od hurtowni budowlanych, poprzez poligrafię i reklamę, aż do instytucji państwowej w edukacyjnym projekcie unijnym. i w żadnym momencie nie byłam tak niezadowolona, żeby pragnąć własnej firmy. przeciwnie, było mi dobrze i czułam się wszędzie na swoim miejscu.
kiedy lata temu odkryłam swoje drugie ja - rękodzieło, traktowałam to tylko jako hobby, dodatkowe zajęcie, ucieczkę od myślenia i relaks. nawet nie przypuszczałam, że z czasem tak mną to zawładnie i pochłonie :)
mijały lata, dzieci rosły, życie się sypało, a potem składało od początku, stanowisko na etacie zbliżało się do nieuchronnego końca, bo projekt się kończył i pomyślałam - co dalej? szukać nowej pracy? czy raczej spróbować zawalczyć samej? przecież chciałabym żyć z tego, co potrafią moje ręce, chcę to robić na szerszą skalę, może to jest ten moment, żeby postawić wszystko na jedną kartę? wszyscy próbują, może i ja powinnam? jeśli nie teraz, to nigdy, bo wiek przecież mam już posunięty :D
raz, dwa, decyzja podjęta, papiery złożone, nie było odwrotu.
mała anegdotka - kiedy pani w urzędzie powiedziała mi, że mam sobie wybrać dzień rozpoczęcia działalności i że pierwszy wolny to 2 listopad, w pierwszej chwili taka myśl: ojej, zaduszki? taka data? tak ponuro? może to zły znak?! ale... możecie się ze mnie śmiać, ja od razu przeliczyłam sobie tę datę w myślach, co to za numerologiczna liczba... śmiejcie się nadal, bo... 2.11.2016 po dodaniu wynosi 13, a to moja szczęśliwa liczba, a dalej 1+3 daje nam czwórkę, a to jest moja urodzeniowa liczba numerologiczna. więc to musiał być mega dobry znak, wierzcie lub nie, ja uwierzyłam - w dobre znaki i pozytywne horoskopy to mogę ewentualnie uwierzyć :P jakież to profesjonalne, co nie? :D
firma ruszyła. i cóż ja po tym roku mogę powiedzieć? ano, kilka mam przemyśleń, jak chcecie, to się podzielę.
NIE JEST RÓŻOWO, ALE DALEKO TEŻ DO CZERNI ;)
NIE JEST RÓŻOWO, ALE DALEKO TEŻ DO CZERNI ;)
1. czas. ja nie wiem co się stało, ale od czasu jak założyłam działalność - nie mam na nic czasu. po prostu nie wyrabiam, nie daję rady. jak to się dzieje, nie pytajcie. tak ogromnej presji czasu nie czułam nigdy. dzień mi wręcz przelatuje przez palce, tyle do zrobienia, a nie ma kiedy. przekładam spotkania, odkładam mniej ważne sprawy, spóźniam się, tłumaczę, nadrabiam, rezygnuję. już nawet nie wnikam co jest nie tak, biorę to z całym dobrodziejstwem inwentarza - nie mam czasu, mam mało czasu, próbuję zdążyć.
2. słaba organizacja. prowadzenie firmy przez duszę artystyczną, do jakich się stety czy niestety zaliczam to jest hmm... lekka paranoja, a na pewno duży bałagan. nie umiem mieć porządku w dokumentach, więc dzięki wielkie za instytucję zwaną biurem rachunkowym.
3. chaos. to moje życie na co dzień. też zwalam na mój charakter, ten artystyczny - bo nie umiem działać w sposób zorganizowany. rano wstaję, odwożę dzieci, wracam do domu, zabieram się za pakowanie paczek, siadam do kompa, piszę, obrabiam zdjęcia, odpisuję na maile, tworzę posty, czekam na kuriera, sprzątam, gotuję, piorę, odpisuję, jadę po dzieci, wracam, obiad, sprzątanie, zdjęcia, komputer, dzieci. a przecież muszę jeszcze coś stworzyć, żeby sprzedać?! nooo, na to jest czas ewentualnie może wieczorami. a gdzie czas na przykład na rajdy po starocie, żeby mieć co wstawić do sklepu? a gdzie blog, inne zlecenia, typu jakieś aranżacje, fotki, własne remonty domowe, gdzie czas na spotkania biznesowe? chaos. straszliwy.
4. stres. łoo matkoo, spoooory. kiedyś, kiedy słuchałam, jak właściciele firm mówili, jaki to ciężki kawałek chleba i ogromny stres, nie wierzyłam. mówiłam sobie: what? przecież robisz co chcesz i kiedy chcesz! taaaaa.... jak pracujesz na etacie, to robisz swoje i masz w nosie całą resztę, a 10-go odbierasz wypłatę. jak masz firmę, to nie ma zmiłuj, jak nie zrobisz, to nie sprzedasz, jak nie dopilnujesz, to stracisz itd. więc człowieku cały czas masz w głowie planowanie i myślenie jak to ogarnąć, a jak masz po dziurki w nosie tego myślenia i chcesz odpocząć, to włącza ci się cos tak milutkiego, jak wyrzuty sumienia, bo cholera, powinieneś w tym momencie robić, tworzyć, pracować! bo na zus nie wyrobisz! tak, zaliczyłam już w tym czasie i przewlekłe bóle żołądka, i kontuzję kręgosłupa, i wizytę na pogotowiu z nerwami, które wzięłam za zawał. taki fakt.
5. finanse. taaaaak, etap rozkręcania firmy to hmm... wrażenie biegania za własnym ogonem. idzie, no jakoś przecież idzie, ale jak idzie, jak ja tego nie do końca widzę? to jak ma iść, żebym mogła powiedzieć, że tak, zajedwabiście mi się żyje z działalności? zus, księgowa, czynsz za pracownię, ciągle coś, ciągle gdzieś. i tak w kółko. no cóż, najważniejsze to nie dokładać, więc się tym pocieszam.
6. odpowiedzialność. jako samotna/samodzielna matka dwójki dzieci czuję przeolbrzymią presję i odpowiedzialność. jeśli nie dam rady, moje dzieci nie będą miały co jeść. uproszczenie, ale jednak, dużo w tym prawdy. nikt mi nie zapłaci za siedzenie na chorobowym, a jak sama zachoruję, to co wtedy? kto mi pomoże? nie ma w tym domu drugiej osoby, która pracowałaby na etacie i zawsze byłaby jakaś możliwość, jakiś ratunek, druga pensja. jak nie ja, to nikt. i to jest chyba najgorsza świadomość, jaką mam cały czas w głowie...
7. brak specjalizacji. ano, kiedy pracujesz na etacie, masz jakieś stanowisko i masz zakres obowiązków. robisz co musisz i tyle. ja prowadząc działalność czasem czuję się przytłoczona i zmęczona tymi wszystkimi linami, które trzymam i zajmuję się nimi naraz. bo tu szyję, tam buduję coś drewnianego, tu przerabiam starocia, a tam go ratuję. tu pomagam w urządzaniu, tam robię foty, tu szukam znalezisk, tam piszę bloga, tu robię remont, a tam przemeblowanie. i czasami nachodzi mnie poczucie bezsensu - po co to? to czym ja się w ogóle zajmuję? kim w ogóle jest sandrynka hand - made?! jak to nazwać? rękodzielniczka? dekoratorka? blogerka wnętrzarska? komis starociowy? jakże ja uwielbiam pytania czym się zajmuję :D czym? wszystkim? niczym szczególnym? i don't know ;)
ps. refleksja na marginesie. mały zus i tak jest według mnie zbyt wysoki, więc sorry, ja sobie nie wyobrażam przejścia za rok na ten duży. śmieszne lekko, bo z czego to płacić, to ja nie wiem.
moglibyście pomyśleć, że narzekam i żałuję. otóż nie. wcale. mimo tych wszystkich wad, zmęczenia, wariacji codziennej, nie żałuję. nie cofnęłabym się na dzień dzisiejszy absolutnie.
bo pomijając to wszystko - jestem wolna. nikt mi niczego nie każe, nie wymaga, nie oczekuje. mogę łapać te wszystkie liny, mogę rozpoczynać nowe projekty, wpadać na nowe pomysły. mogę dzisiaj zbudować półkę, a jutro uszyć etui na telefon. mogę w każdej chwili odebrać dziecko ze szkoły, w razie czego. mogę cały dzień chodzić po domu w pidżamie, chociaż wstyd mi, jak kurier po paczki przychodzi. mogę dzisiaj nie zrobić nic, a jutro nadrobić podwójnie. mogę się absolutnie realizować, uczyć nowych rzeczy, nowych rzeczy próbować. mogę robić, to co kocham, szukać staroci, odnawiać mebel, spotykać się z ludźmi.
robię kawę i podaję ją sobie w idealny sposób, bo muszę to najpierw sfotografować. kupuję kwiaty po to, by mieć ładne tło do zdjęć. kupuję kubek do jednego, jedynego zdjęcia. czytam wiadomości od nieznajomych mi ludzi, którzy piszą do mnie, że ich inspiruję, że dzięki mnie odważyli się na coś nowego, że moje pozytywne podejście do życia i energia im pomaga. piszę na fb, że czegoś szukam, czegoś pragnę, i zaraz mam odzew, zaraz mi to znajdujecie, bądź dajecie w prezencie. w słabszym momencie wyleje się ze mnie publicznie i już mnie stawiacie na nogi swoimi komentarzami.
ileż ludzi poznaję na co dzień, ileż nowych inspiracji sama odnajduję w innych! ileż możliwości przede mną codziennie się otwiera! nie mogę narzekać, nie będę narzekać, bo chociaż czasem jest trudno, czasem jest cholernie trudno, to warto. trzeba próbować, trzeba poszukiwać swojej drogi z całych sił i ja mogę dzisiejszego dnia, z czystym sumieniem powiedzieć, że ja swoją znalazłam.
i tak sobie myślę... liczę się z tym, że może się zdarzyć tak, ze będę musiała zamknąć, zawiesić firmę i iść do pracy. wiem, że tak może być. w moim otoczeniu ostatnio niestety tak się dzieje, że się nie udaje do końca, że trzeba dokładać, trzeba się zadłużać, więc trzeba się poddać. wiem, że i w moim przypadku tak się może wydarzyć. jestem na to mentalnie przygotowana. ale szczerze? nie boję się tego, bo w końcu chciałam spróbować, spróbowałam, wiem jak to smakuje. a osobiście lubię też pracować dla kogoś, więc nie byłoby tragedii :) czego sobie jednakowoż nie życzę na ten kolejny firmowy rok :P
16 komentarze
A ja życzę Ci kolejnego owocnego roku, by chaos się poukładał, byś nigdy nie musiała rezygnować z tego co kochasz i tworzysz, by zawsze znalazło się zlecenie i kupiec. Własna działalność gospodarcza , artystyczna, do tego samotne rodzicielstwo to wielkie brzmienie, ale dajesz radę i podziwiam Cię za to. Powiem szczerze, że sama się zastanawiam nad tym, gdyż od 5 cudownych miesięcy jestem mamą i nie wyobrażam sobie powrotu do pracy, zawsze chcieliśmy coś z mężem rozkręcić i postanowiłam wykorzystać drugą połowę mojego urlopu rodzicielskiego na wzmożoną pracę,nie mam tyle czytelników co Ty,nigdy nie miałam dużo czasu na blogowanie ale wszystko przede mną ,w końcu kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Wszystkiego dobrego
OdpowiedzUsuńWitaj Sandro! Czytam i śmieję się, jak bym sama to pisała. Gratuluję i podziwiam, ale tak to już jest - każdy wiek ma swoje przywileje. Ja odpuszczam brak sił i tego pędu z jakim żyłam. Trzyma kciuki i podziwaiam :)
OdpowiedzUsuńWow, to wszystko co opisalas, siedzi juz teraz w mojej glowie, a ja nawet nie zaczelam ,tylko mysle o tym od jakiegosc czasu. myslalam ze po powrocie do PL, siedziac w domu ,maz pracuje, mielismy spore oszczednosci, ja dogladalam troche remontu i dziecka - myslalam ze sie odwaze a ja sie boje nawet deski wziac do reki, jestem przerazona tymi zusami, podatkami. Wiem ,ze mozge przeciez zaczac hobbistycznie i z czasem sie rozkrecic, ale strach mnie paralizuje i nie robie nic. Dlatego tez podziwiam i ciebie i inne osoby, ktore sie odwazyly, bo tak powinno wygladac zycie tych artystycznych dusz, nie na etacie w biurze tylko w pracowni, powinni zyc z pracy rąk własnych i widze w necie ze takich osob jest miliony, a ja sie nadal boje... W zwiazku z ta rocznica zycze si sily i wytrwalosci i pomyslnych wiatrow na kolejny rok dzialalnosci!!!!
OdpowiedzUsuńI normalnie czytam wszystkie swoje myśli:) Niestety mnie Zus dobił, wróciłam na pewniejszą posadę, choć jeszcze nie jest to etat w idealnym znaczeniu, dalej mam działalność, dalej robię to co kocham, choć poznałam smak porażki. Cieszę się, że spróbowałam, inaczej bym się chyba w środku udusiła:) I również za mną chodzi pytanie - co ja właściwie robię, mój błąd to chyba brak określenia się w jakiejś jednej dziedzinie, zajęciu. Może byłoby mi łatwiej wtedy to wszystko ogarnąć. jednak z drugiej strony oszalałabym, gdybym się zaszufladkowała. Życzę powodzenia, jesteś bardzo ambitna i silna, więc czuję, że ta historia nie skończy się tak szybko:)
OdpowiedzUsuńZupełnie jak bym czytała swoje rozważania chociaż branża zupełnie inna to podobne strachy, wątpliwości czy frustracje dnia codziennego
OdpowiedzUsuń...Na pocieszenie dla Ciebie ja już 10-ty rok mam firmę od początku na pełnym ZUSie czyli się da. I też dwoje dzieci samodzielnie wychowywanych. Trzymam kciuki za Ciebie i rozwój firmy.
Sandra, doskonale Cię rozumiem i lepiej bym tego nie ujął. Podziwiam Twoje prace i zaangażowanie. Mam podobną duszę artysty i też nieraz nie mogę się ogarnąć. Gdyby nie było Ciebie o ile świat byłby uboższy.Zostawiasz po sobie namacalny ślad w postaci piękna. Pozdrawiam i życzę wytrwałości we wszystkim co robisz. :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że od dawna Ci kibicuję, mały ZUS jest dla własnej działalności ogromny i to mnie tylko przed hej założeniem wstrzymuje. Podziwiam Twoje dzieła, Twoją samodzielność, zresztą to wiesz. Będę 3mać kciuki za kolejny rok i następne, żebyś przetrwała na rynku ! Buziaki !!!!
OdpowiedzUsuńW mojej świadomości zaistniałaś właśnie rok temu i właśnie to, że zakładałaś firmę zwróciło moją uwagę. Ciąg dalszy znasz, bo sandrynkowe szaleństwo mnie dotknęło i to dotkliwie 😉😉. I niech tak zostanie na zawsze, czego Tobie i sobie życzę 😊
OdpowiedzUsuńHaha.... Fajny post . A czary , mary z liczeniem wzięłam bardzo poważnie i sama wyliczyłam sobie 7. A to mój numer na koszulce kiedy trenowałam koszykówkę. Ale jaja. A tak poważnie. Bardzo dobrze zrobiłaś. Sama otworzyłam firmę w maju tego roku. Różnica jest tylko taka, że ja pracuję na cały etat i dojeżdżam do pracy 1,5 godziny. Chociaż mieszkam i pracuję w W-wie. Siedzę w autobusie i szlag mnie trafia, bo w tym czasie bym coś pomalowała, skleiła itp. Na razie tak musi być - wiesz o czym mówię. Mam dorosłe dzieci, które jeszcze się dziennie uczą, ale tylko czekam aż będą samodzielniejsze. Więc czekam w starterach by rozwinąć skrzydła. A Tobie życzę setki pomysłów, tysiące realizacji projektów, miliony klientów i zylion kasy! Walutę wybierz sobie sama :)))
OdpowiedzUsuńBrawo Ty !
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo za własną działalnością. Może to niełatwe ale bardzo satysfakcjonujące. Mnie w tym roku stuknęło 10 lat!
OdpowiedzUsuńSandrynko, gratuluję tej rocznicy, podziwiam za odwagę i życzę ruchu w biznesie :). A co! Podziwiam Cię, bo ja sama myślę o firmie już od tak dawna, ale etat jednak trzyma przy sobie stabilizacją :).
OdpowiedzUsuńPowodzenia, trzymaj mocno stery w rączkach, samych pomyślnych wiatrów życzę :) :*
Wiadomo, że początki są trudne, wszystkiego trzeba się nauczyć, przede wszystkim nowej organizacji. Ale idzie Ci świetnie, gratulacje :) I już pierwszy rok za Tobą. Następne będą tylko lepsze.
OdpowiedzUsuńJa krótko : Trzymam kciuki, podziwiam, podziwiam,podziwiam odwagę i kreatywność. Życzę powodzenia!!
OdpowiedzUsuńGratulacje wytrwałości i życzę samych sukcesów!
OdpowiedzUsuńOch, ale dobrze to znam! Jest dokładnie tak, jak opisujesz! Powodzenia!
OdpowiedzUsuńbędzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza:)